Przyznaję, że to moja kolejna próba zrobienia idealnego Tiramisu. Do tej pory wychodziły przepyszne ale zasługiwały co najwyżej na nazwę Tirarira...problem leżał w konsystencji (generalnie nie nadawało się to do krojenia a raczej to wyjadania wprost z formy). Ale w końcu, dzięki mobilizacji ze strony uroczej koleżanki z pracy (dzięki Iza:)) UDAŁO SIĘ i zapisuję przepis, co by samemu nie zapomnieć. Sekret tkwi bowiem w proporcjach.
Ale najpierw składniki:
- 500 g serka mascarpone
- 4 jajka (żółtka oddzielamy od białek)
- 4 łyżki cukru
- opakowanie biszkoptów (najlepsze w tym wypadku są "języczki")
- 2 łyżki kawy rozpuszczalnej (lub po prostu mocna kawa)
- kieliszek amaretto lub innego ulubionego alkoholu (ja podkradłam mężowi Ballantinesa;P...kolejny raz:P)
Teraz rzeczy ważne!
Serek powinien być wcześniej dobrze schłodzony. Dobra konsystencja ciasta wyjdzie jeśli dacie 2 jajka na 250 serka.
Zaczynamy od zrobienia kawy (żeby nam zdążyła ostygnąć przed wyłożeniem kremu). Odstawiamy ją i zabieramy się za jaja. Oddzielamy żółtka od białek. Do żółtek dodajemy cukier (zupełnie wystarczy jedna łyżka na jajko, w tym, wypadku 4). Robimy kogel-mogel czyli miksujemy aż żółtka dobrze się utrą i stworzą prawie biały krem). Do żółtek dodajemy stopniowo serek i spokojnie, dokładnie miksujemy na jednolitą masę. Na koniec dokładamy białka ubite na sztywną pianę i tu mała uwaga. Sami oceńcie ile ich dacie. Jeśli chcecie bardzo sztywny ale też dość ciężki krem, wystarczy, że dacie połowę. Ja dodałam wszystkie 4. Ważne jest też aby mieszać je najlepiej łyżką aby nie tracić lekkości.
Krem gotowy czas ułożyć nasączone kawą i alkoholem biszkopty.
Do przygotowanej wcześniej kawy dodajemy coś z procentami (tu nie trzymam się sztywno tradycji).
Biszkopty zanurzamy w kawowej kąpieli i układamy równo w naczyniu (najlepiej szklanym ze względu na estetyczne doznania). Na pierwszą warstwę układamy połowę kremu, który posypujemy odrobiną kakaa a następnie układamy drugą warstwę tak samo nasączonych biszkoptów. Teraz wystarczy wyłożyć resztę jajecznej masy, posypać ją znowu lekką warstwą kakaa i całość włożyć do lodówki (dobrze będzie przykryć deser folią spożywczą aby nie przyjął lodówkowych zapachów).
Tiramisu...ach...w mojej kuchni zjawiło się w piątek i pierwsze ofiary miało na koncie już w sobotę...kolejne plony zbierał w niedzielę...niektórych (w tym mnie i mojego męża) poderwało dwa razy..To włoski specjał, który oznacza dokładnie "poderwij mnie" lub ocknij się" i to tłumaczenie bardzo dobrze określa jego charakter. Osobiście uwielbiam!!!
Wypróbuję przepis ! :) Pięknie wygląda , pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCOŚ DLA PRAWDZIWYCH ŁAKOMCZUCHÓW!!!!!!!! EXTRA!
OdpowiedzUsuńZAPRASZAM DO ODWIEDZIN ;-) WWW.SMYKWKUCHNI.BLOGSPOT.COM
Uwielbiam! Twoje wygląda pierwszorzędnie :)
OdpowiedzUsuńRzadko się zdarza, żeby w Polsce podawano oryginalne przepisy na włoskie potrawy... zawsze znajduję jakieś udziwnienia, które moim zdaniem nie są potrzebne, bo włoska kuchnia opiera się na niewielu składnikach, ale za to najwyższej jakości! Twój przepis natomiast jest suuuuuper!!! Widzę, że nawet krem ci się udał (a to duże osiągnięcie, bo często wychodzi za rzadki)
OdpowiedzUsuń