Pokazywanie postów oznaczonych etykietą świątecznie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą świątecznie. Pokaż wszystkie posty

piątek, 2 maja 2014

Oslo w Paryżu czyli łosoś norweski w cieście francuskim:)


To miał być po prostu szybki obiad ale jednocześnie lekko wykwintny. Kiedy zakupiłam moją ulubioną rybę i zaczęłam snuć wizje na temat tego jak ją podam, po paru chwilach zaświeciła się nad moją głową żarówka sygnalizująca, że oto pojawił się on...pomysł. Jak się później okazało (o ile piali z zachwytu nie tylko nie z grzeczności) połączenie łososia i ciasta francuskiego to para idealna.
Do tego wystarczy jakaś lekka sałatka z kiełkami lub świeżymi warzywami i jesteśmy w siódmym niebie...
O sałatkach jeszcze będzie, zresztą póki co polecam
Tymczasem skupmy się na norweskim obywatelu.


Oto składniki dla 4 głodnych osób (lub 6 mniej głodnych)

  • 500 g świeżego łososia (bez skóry)
  • opakowanie ciasta francuskiego
  • sól
  • pieprz cytrynowy
  • 2 ząbki czosnku
  • łyżka masła
  • 200 g szpinaku
  • 150 g serka mascarpone
  • jajko (aby ciasto było ślicznie rumiane)
  • sezam (opcjonalnie) bardziej dla ozdoby
  • listki bazylii do dekoracji
Zaczynamy (najlepiej) dzień wcześniej. Łososia solimy, doprawiamy pieprzem cytrynowym i wkładamy do lodówki na parę godzin (ja zamarynowałam go wieczorem i na kolejny dzień był jak znalazł). Szpinak również możemy przygotować z wyprzedzeniem. 
W tym wypadku skorzystamy z czosnku, który drobno kroimy i wrzucamy na rozgrzane masło. Po 2-3 min. (za bardzo zarumieniony czosnek będzie gorzki) dodajemy szpinak i co jakiś czas mieszając, redukujemy jego objętość i nadmiar wody. Kiedy liście szpinaku będą suche, dodajemy serek, doprawiamy solą i wszystko mieszamy otrzymując kremowy sos. 
Kolejny etap to już kwestia max godziny przed planowanym obiadem. 
Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni.
Naszego łososia wykładamy na rozłożone ciasto a na nim umieszczamy warstwę szpinakowego sosu. 
Całość przykrywamy drugą połową ciasta, smarujemy rozbełtanym jajkiem i możemy lekko posypać np. sezamem. W górnej warstwie ciast nacinamy 2-3 podłużne otwory. 
Łososia w cieście wkładamy do piekarnika na ok. 30 min.

Ja wykorzystałam dwa filety (w sumie 800 g) więc trochę zostało na drugi dzień...nie wiem czy odgrzewane nie jest jeszcze lepsze, choć z drugiej strony czy to możliwe???:D




piątek, 25 kwietnia 2014

Wypasiona Pascha Wielkanocna



Co prawda robiłam już paschę i przepis znajdziecie na blogu tutaj:). Wyszła naprawdę pyszna ale dość niska. Już wtedy postanowiłam sobie, że podejmę kolejną próbę, tym razem asystując mistrzyni. Moja mama nie dała się długo namawiać, (przy okazji obydwie nauczyłyśmy się, że do tego deseru niezbędna jest jednak kwaśna śmietana, najlepiej 18% i całkiem dobrze jej robi dodatkowe dokwaszenie...ale po kolei). To było dosyć logiczne, że chcąc mieć kawał ciasta musimy mieć więcej składników i tak właśnie będzie w tym przypadku...



Potrzebujemy:

  • 1,5 l śmietany 18% (najlepsza świeża)
  • 2-3 łyżki jogurtu naturalnego (najlepiej typu greckiego)
  • 1 szklanka mleka 2%
  • 10 jajek
  • gazę lub pieluchę tetrową (może być ściereczka z "luźno" tkana)
  • 2,5 kostki masła
  • 2 szklanki cukru
  • 2 łyżki kakao
  • kruche ciastka kakaowe (np.łakotki)
  • ulubione bakalie (garść)
  • cukier waniliowy (opcjonalnie)
  • wódka (opcjonalnie)

Przygodę z tym ciastem zaczynamy ze sporym wyprzedzeniem, (np. jeśli chcecie mieć je gotowe na niedzielę, zaczynamy w piątek wieczorem lub w sobotę rano). Wszystko przez to, że "ser" będziemy robić własnoręcznie:) Ekscytujące, prawda? Szczerze mówiąc taka wizje skutecznie mnie zniechęcała do robienia paschy przez wiele lat i zadowalałam się samą degustacją. Nie wiem w sumie czemu wydawało mi się to arcy trudne a to w istocie prosta sprawa...sami zobaczcie. 
W średniej wielkości rondelku (tak, żeby składniki wypełniły go max. do połowy) gotujemy śmietanę, jogurt i mleko. Przygotowujemy mikser tak aby z łatwością dosięgnąć do wspomnianego rondelka. Kiedy mieszanina nabiału będzie już lekko bulgocząca dodajemy jaja (można wszystkie na raz) i miksujemy (raczej na wolnych obrotach, w trosce o zawartość, które będzie chciała wydostać się na zewnątrz dekorując nas i naszą kuchnie). Miksujemy tak parę chwil (po chwili wszystko nam się zapieni) i kończymy kiedy mikstura się zetnie (zobaczymy wtedy drobne grudki). Kiedy ścięta mieszanina znowu zabulgocze, ściągamy rondelek i odstawiamy do ostygnięcia. 
Po ok.30 min. nasz śmietanowy mix. wlewamy na sitko wyłożone dodatkowo gazą (to ważne, bo inaczej możemy stracić więcej "sera"). Taką instalację pozostawiamy nawet na całą noc a na pewno do kilku godzin (na sitku ma pozostać jak najbardziej stała serowata masa).
Resztą to już bułka z masłem...no właśnie...
Teraz masło ucieramy z cukrem pudrem (na początek możecie dać mniej jeśli boicie się, żeby nie było za słodkie). Kiedy uzyskamy jednolity krem, dodajemy stopniowo nasz własnoręczny ser i cały czas miksujemy. Jeśli krem wyda się w pewnym momencie lekko ścięty, nie denerwujcie się tylko cały czas ucierajcie aż zobaczycie, że macie już jednolity krem). Teraz wystarczy masę podzielić na dwie części (niekoniecznie równe, my zrobiłyśmy więcej kremu kakaowego). 
Do jasnej części dodajemy cukier waniliowy i ulubione bakalie dość drobno posiekane (można dodać odrobinę alkoholu). Do części ciemnej dodajemy po prostu 1-2 łyżki kakao. 
Na dnie tortownicy rozsypujemy pokruszone ciastka a na nich układamy jasny krem a następnie pozostałą część serowej masy. Wszystko wkładamy do lodówki a po kilku godzinach polewamy ciasto plewą czekoladową. 
Jak zrobić polewę? Tym razem rozpuściłam ciemną czekoladę z 3 łyżkami śmietany 30%, łyżką masła, łyżką kakaa i 2 łyżkami cukru. Kiedy taka mieszanina zaczyna zbytnio gęstnieć, wystarczy dodać niewielką ilość wody i wymieszać. 
Pascha była tak dobra, że zachowałam ją dla siebie nie zanosząc ani kawałka do pracy...;P
Obiecuję, że to nadrobię:)
Na razie odrobina dla oczu...




środa, 23 kwietnia 2014

Burak z jajami - różowa sałatka z podkarpacia na Wielkanoc

Człowiek żyje na świecie tych parę i po obejrzeniu kolejnego wydania "Faktów" myśli "nic nie może mnie już zaskoczyć" a tu masz....teściowa częstuje sałatką, o której myślę..."nie lubię buraków ale zjem, żeby nie robić przykrości..." a po kilku kęsach dokładam sobie kolejną porcję;)
W tym roku zrobiłam ją zamiast jarzynowej...
Sałatka jest mniej wymagająca od tradycyjnej. Ma mniej składników, niczego nie trzeba gotować (oprócz jajek), niczego nie trzeba obierać (oprócz jajek) wystarczy krótka lista zakupów i możemy zabierać się za przygotowania...
No w tymi zakupami może być niewielki problem, bo sałatka wymaga jednego składnika, który (nie wiedzieć czemu) nie jest dostępny ot tak w każdym sklepie. Otóż buraki marynowane dostaniecie w niektórych Lewiatanach, w Almie słyszałam, że są też czasem w Tesco lub w Lidlu (zawsze można je kupić na wszelki wypadek widząc, że leżą na sklepowej półce a potem jak przyjdzie okazja mamy jak znalazł:)

Sałatka to nie tylko buraki.
Oto cała lista:

  • 2 słoiczki buraków 
  • 8-10 jajek
  • 1 cebula
  • 3-4 łyżki majonezu (tu wiele zależy od Waszego smaku
  • sól
  • pieprz
Ja zawsze zaczynam siekanie buraczanych kuleczek (są całkiem fotogeniczne ale nie współpracują w trakcie procesu krojenia), następnie zabieram się za co najmniej tak samo niewdzięczną cebulę. Jajka to już sama przyjemność. Kiedy wszystko mam posiekane dość drobno, doprawiamy i dodajemy majonez, mieszamy i degustujemy:) Sałatka jest lepsza jak się przegryzie, więc najlepiej ulokować ją w lodówce na noc...dajcie znać jak spróbujecie:)




sobota, 19 kwietnia 2014

Wielkanocna sałatka chrzanowa (czyli chrzanię na święta)


Dosłownie z ostatniej chwili...
Wpadła moja mama ze słoikami chrzanu i trajkocze, że koleżanki w pracy, że super sałatka, że musimy zrobić...Osobiście nie tykam się tych korzeni ale chyba święta 2014 będą przełomowe pod tym względem bo zrobiłam, siłą rzeczy spróbowałam i okazało się, że w takiej formie...do paszteciku...kto wie, kto wie:) W każdym razie zięć mojej mamy a ojciec moich dzieci już jest fanem i autorem alternatywnej i mniej oficjalnej nazwy tejże sałatki.




Sałatka jest w moim stylu...ekspresowa:)




Składniki bardzo wielkanocne:

  • 2 słoiczki chrzanu (małe)
  • 5 jajek
  • 1 jabłko (twarde)
  • 3-4 łyżki majonezu
  • 1 puszka kukurydzy

Chrzan odcedzamy na sitku o drobnych oczkach. Niech sobie cieknie a my w tym czasie kroimy jajka
(może być grubo ale ja poszatkowałam je drobno), jabłko obieramy ze skórki i kroimy w drobną kostkę. Wszystkie składniki wrzucamy do jednej miski, dodajemy majonez i mieszamy.
KONIEC:)
Jak chcecie, to doprawiajcie ale nie dodałam ani pieprzu ani soli i komisyjnie zostało stwierdzone, że jest dobrze.






Wielkanocne Smaki - edycja IV

piątek, 18 kwietnia 2014

Pijane ciasto dozwolone od lat 18:) doskonale zastąpi świąteczny makowiec...

Pora na hit. Pewnie jedliście a może słyszeliście o "Pijanym Franku", "Cyckach murzynki", czy po prostu "Pijanym cieście. Nazw obiło mi się o uczy wiele ale przepis ten sam i to jedyny w swoim rodzaju. Osobiście kocham, szaleję i gdyby nie konsekwencje zjadłabym sama całą brytfankę...a nie...wcześniej zjadłby ją mój mąż...chyba, że mój tata natknąłby się pierwszy. Tak czy owak jedno z najlepszych ciast jakie kiedykolwiek jadłam. 
Przepis na blogu jest dostępny od początku jego istnienia ale może zdjęcie było nie bardzo albo po prostu tak się złożyło, że nie ma zbyt wielkiego zainteresowania. A to błąd moi drodzy. Muszę niektórych chyba poczęstować (doświadczenie pokazuje, że potem wszyscy chcą mieć takie całe dla siebie w domu). No ale ja się znowu rozgaduję a godzina późna...

Składniki:


Podkład:


 6 białek






  • 15 dkg cukru
  • 15 dkg kokosu
  • 15 dkg maku suchego

  • Krem

    • 1 kostka masła
    • 2 budynie (śmietankowe lub waniliowe)
    • 4 łyżki cukru białego
    • 4 łyżki cukru pudru
    • 0,5 l mleka
    • potrzebujemy też opakowania herbatników (np. Krakuski)
    • niezbędna będzie oczywiście wódka...;P (ok. 1/3 szklanki)
    Polewa
    • 0,5 kostki masła
    • 0,5 szklanki cukru
    • 3 łyżki kakao + 3 łyżki wody
    Piekarnik nagrzewamy do 170 stopni. 
    Zaczynamy od podkładu czyli białka ubijamy na sztywno i stopniowo dodajemy cukier a następnie kokos i mak (lubię ten widok:)). Kokosowo makową bezę wykładamy do formy wyłożonej papierem do pieczenia. Całość umieszczamy w piekarniku na ok. 30 min. 


    Kiedy podkład nam się piecze możemy zrobić budynie, które potem muszą nam ostygnąć. Budynie przygotowujemy zgodnie z wytycznymi z opakowania ale UWAGA! NA 2 BUDYNIE DAJEMY POŁOWĘ DAWKI MLEKA czyli 0,5 l. 

    Po wyciągnięciu podkładu z piekarnika studzimy go dobrze i do kolejnego kroku spokojnie możemy podejść za "jakiś czas" (chyba, że Wam śpieszno). 

    Nie przejmujcie się, że podkład opadnie po wystygnięciu...nie straci na smaku.

    Jeśli chodzi o krem. 

    Masło ucieramy z cukrem pudrem a następnie dodajemy (po łyżce) ostygnięte budynie. Dokładnie mieszamy nasz krem i wykładamy go na podkład. 

    Na masę układamy herbatniki wcześniej namoczone w... wódce.

    Na herbatniki wylewamy polewę czekoladową. Jak ją zrobić?

    Masło, z cukrem roztapiamy, dodając po chwili kakao i wodę. Wszystkie składniki cały czas mieszamy aż uzyskamy lśniącą polewę, która już przy pierwszym kontakcie z językiem nie pozostawi wątpliwości, że cel został osiągnięty. Jest słodka ale pamiętajmy, że nie będziemy jej zjadać solo (ale garnek jest jak najbardziej do wylizania;))  Czekoladowe cudo od razu wylewamy na herbatniki bo wtedy (póki ciepła i lejąca) ładnie nam się rozprowadzi tworząc gładką warstwę. (dobrze jest wcześniej schować ciasto do lodówki aby nieco stężało). 
    I mamy ciasto, które podajemy po schłodzeniu (najlepiej zostawić je na noc w lodówce).

    Ciasto nie nadaje się dla osób, które są dla Was niemiłe:P



    Wielkanocne Smaki - edycja IV

    Wielkanocna babka czyli wielka i nie tylko dzienna;)

    Ufff...udało się w końcu. Taka prosta sprawa (wydawało by się) ale wymaga dobrego przepisu. W tamtym roku zrobiłam przepyszną ale teraz nie mogłam sobie przypomnieć skąd go wytrzasnęłam więc zrobiłam babę w tamtym tygodniu z jakiegoś przepisu, który wydawał mi się podobny...
    Wyszła może nie brzydko ale...no, zmęczyliśmy ją bez większej przyjemności.
    Powiem Wam, że nawet się zniechęciłam i nawet chyba pogodziłam się z faktem, że przecież można zrobić coś innego.
    Nie wiem co, ale coś sprawiło, że dziś podjęłam kolejną próbę.
    Tym razem mogę Wam polecić recepturę na bazie wcześniejszego doświadczenia oraz porad mamy.
    Baba wyszła jak tralala:)


    Niezbędne składowe:

    • 0,5 kostki margaryny
    • 0,5 szklanki mąki pszennej
    • 0,5 szklanki mąki ziemniaczanej
    • 2 budynie (śmietankowe lub waniliowe)
    • 5 jajek
    • 1 szklanka cukru
    • czubata łyżeczka proszku do pieczenia
    • odrobina masła do wysmarowania formy
    • trochę bułki tartej do obsypania formy

    Generalnie rzecz biorąc to właściwie taki biszkopt z masłem (lub margaryną). Jeśli robicie od czasu do
    czasu najprostsze ciasta na świecie to może też macie podobne doświadczenia do moich...nie zawsze wychodzi tak jak chcemy.
    Ale dość gadania, do roboty!!!
    Piekarnik nastawiamy na 160 stopni.
    Margarynę wkładamy do rondelka i robimy z niej wersję płynną:) (na lekkim ogniu) a następnie odstawiamy do ostygnięcia.
    Teraz jaja wbijamy do miski i ucieramy dokładnie z cukrem (na jak najbielszy krem). Dodajemy mąkę pszenną i cały czas mieszamy (już na wolnych obrotach) i mąkę ziemniaczaną wymieszaną z budyniami i proszkiem do pieczenia. Na koniec dodajemy (powoli) roztopioną ale już chłodną
    margarynę.
    Do wysmarowanej masłem i posypanej bułką formy wlewamy nasze ciasto, wypełniając ją mniej więcej do połowy. Pozostałą część (1/3 całego ciasta) uzupełniamy łyżką kakao i wlewamy na jasną część naszej baby. Uwaga - gdyby się okazało, że ciemne ciasto jest zbyt gęste dodajcie wody lub mleka ale dosłownie odrobinę. Kakao sprawi, że ciasto będzie cięższe i ładnie się zagłębi do wewnątrz jasnej części.
    Teraz wszystko do piekarnika na ok 45 min.
    Tu też uwaga - zanim wyciągniemy babę z pieca, sprawdzamy wykałaczką lub innym suchym patyczkiem czy nie jest zdradliwie mokra w środku (baby tak już mają, że na pozór wyglądają dobrze a potem...;P)

    Jak już wspomniałam...baba wyszła super pyszna więc z czystym sumieniem polecam i czekam na Wasze komentarze:)
    Dekorujemy ją czekoladą, lukrem lub cukrem pudrem. Ja tym razem zrobiłam polewę z białej czekolady.
    Smacznego.




    niedziela, 13 kwietnia 2014

    Wielkanocne gniazda z makaronu i sera

    Wielkanoc, to przede wszystkim jajka, koszyczek, kiełbasa, wiosenne porządki, żurek, sprzątanie, wielkanocna baba, sprzątanie, dwa dni wypełnione po brzegi obowiązkowymi śniadaniami...jednym słowem tradycja. Dobrze, że to tylko dwa dni po których można w końcu odpocząć. Polskie zwyczaje oczywiście należy pielęgnować ale kto powiedział, że nie można ich modyfikować i sprawić żeby było szybko i przyjemnie. Idąc tym tropem zaczęłam szukać ciekawych pomysłów na wielkanocny stół, które wywołają choć małe WOW.  Spodziewałam się masy różnego rodzaju przepisów ale do mnie przemówił jeden. Możecie się domyślić, że jest prosty i łatwy w wykonaniu a jednocześnie efektowny czyli dla mnie w sam raz a znalazłam na popularnym blogu, Kotlet tv i zdecydowanie polecam a autorce gratuluję genialnego pomysłu.

    Aby zrobić sobie gniazda, w których później możemy ułożyć naszą ulubioną sałatkę (lub sałatki)
    potrzebne nam będą:

    • forma na muffiny (lub coś podobnego co pozwoli uformować oczekiwany kształt)
    • 100 g makaronu typu nitki (według mnie najlepszy jest Czaniecki)
    • 200 g sera żółtego (startego na grubych oczkach)
    • 1 jajko
    • odrobina pieprzu
    • odrobina bazylii (opcjonalnie)
    • sól
    Piekarnik ustawiamy na 180 stopni.
    Zaczynamy od ugotowania makaronu (zgodnie z przepisem na opakowaniu. Ser (ja wybrałam ser Gouda) ścieramy na grubych oczkach.
    W misce umieszczamy makaron, ser, jajko, które odprawiamy, mieszamy i układamy w natłuszczonych formach.
    Gniada wędrują do piekarnika na ok. 30 min.

    Po tym czasie mamy gotowe min talerzyki na nasze wielkanocne przysmaki. O sałatkach będzie jeszcze w tym tygodniu a na razie podpowiadam coś co u mnie sprawdziło się w tamtym roku i powraca na wielkanocny stół bo goście proszą:)






    Wielkanocne Smaki - edycja IV

    poniedziałek, 23 grudnia 2013

    Pasztet pieczony babci Agatki...obowiązkowo na święta:)

    Coraz częściej zastanawiam się co jem a przede wszystkim czym karmię swoje dzieci.  Za radą nie tylko rozmaitych programów telewizyjnych ale przede wszystkim pod wpływem opowieści o tym, co to znajduje się w pasztetach dostępnych na półkach sklepowych (można się uczyć tablicy mendelejewa czytając ich skład) staram się przygotowywać jak najwięcej własnoręcznie.

    Zrobić pasztet to nie takie chop siup, więc zabieramy się za niego od święta ale można narobić trochę na zapas i zamrozić:)

    Od wczoraj pod kierownictwem mojej własnej mamy przeprowadzam akcję Pasztet pieczony! Jest to najlepsza rzecz jaka znajduje się u nas na świątecznym stole. Próbowałam wcześniej uzyskać przepis ale mama Agatka większość rzeczy robi "na oko". Postanowiłam prześledzić jej pasztetowe poczynania krok po kroku i dzielę się niniejszym tajną recepturą. 

    Pasztet możecie zrobić drobiowy, wieprzowy lub mieszany. Każdy z nich będzie pyszny pod warunkiem, że będziecie się trzymać proporcji. Co potrzebujemy? 

    Oto składniki na 3 duże foremki.

    • 1,5 kg mięsa drobiowego (lub wieprzowego)  - w przypadku drobiu mogą być np. 3 piersi, jedna noga i udo z indyka
    • 0,5 kg podgardla (jego tłuszczyk sprawi, że pasztet nie będzie suchy)
    • 8 średniej wielkości cebul
    • 400 g wątróbki drobiowej
    • średniej wielkości bagietka (mogą być bułki lub weka)
    • 0,5 opakowania liści laurowych
    • 0,5 opakowania angielskiego ziela
    • 5 jajek
    • sól
    • pieprz
    • pół łyżeczki gałki muszkatołowej
    Całą operację możemy zacząć (tak też zrobiłam) dzień wcześniej ale nie jest to konieczne.
        W każdym razie pierwszy krok to ugotowanie mięsa (bez wątróbki). W dużym garze umieszczamy drób lub wieprzowinę, zalewamy zimną wodą i dodajemy ziele angielskie i liście laurowe. Lekko solimy (przyprawiać będziemy później) i gotujemy co najmniej godzinę. Skąd wiadomo, że mięso jest gotowe? Musi być miękkie.
       Ważne jest też aby nie było za dużo wody bo wywar wykorzystamy później do namoczenia pieczywa więc lepiej, żeby miał w sobie smak.

       Ugotowany bulion wraz z mięsem odstawiamy do ostygnięcia a w tym czasie kroimy cebulę (może być grubo bo i tak ją zmielimy) i podsmażamy ją lekko rumieniąc. Wątróbkę należy sparzyć (lub lekko podgotować) bez soli.

    Teraz czas na przygotowanie maszynki do mielenia i zaczynamy część właściwą.
    Zaczynamy od mięsa, potem dodajemy cebulę, wątróbkę a na koniec mielimy namoczoną w wywarze bułkę razem z pozostałymi przyprawami.
    Składniki należy teraz dobrze wymieszać najlepiej ręką. 
    Dodajemy jajka i przyprawiamy solą, pieprzem oraz gałką muszkatołową. Ja nie żałuję pieprzu ale na tym etapie kierujcie się swoim smakiem bo jak najbardziej już można próbować mięsną masę.
    Jeśli wydaje Wam się zbyt rzadka możecie dodać bułki tartej lub więcej zmielonego pieczywa.

    Ostatnia faza to przeładowanie do foremek (jednorazowe nie wymagają dodatkowego papieru do
    pieczenia ale do innych lepiej go zastosować).
    Choć w domu już teraz unosi się zapach gotowanego liścia laurowego i angielskiego ziela to dopiero teraz możecie spodziewać się istnego szaleństwa. Wkładamy nasze foremki do piekarnika nagrzanego do 200 stopni i pieczemy co najmniej 30 min a potem zmniejszamy na 160 i trzymamy jeszcze godzinę. Jeśli po tym czasie nie będzie rumianej skórki, możecie podkręcić nieco moc i potrzymać pasztety 15-20 min dłużej.

    Matko jakie to dobre...skąd wiem? Bo nie wytrzymaliśmy i dokonaliśmy grupowego degustowania. To co najczęściej się nasuwało na usta..."takiego w sklepie nie dostaniesz".


    sobota, 21 grudnia 2013

    Piernicz!

     
        Pamiętacie taką reklamę? Ja pierniczę, Ty pierniczysz...w okolicach Bożego Narodzenia pierniczymy całkiem sporo choć są i tacy, którzy wolą się o-pierniczać i pod-pierniczać np. pierniki.
         Przyznaję, osobiście pierniczę cały rok ale w tak aromatyczny sposób tylko kilka dni przed wigilią;P Zresztą nie jestem odosobniona w ty,m temacie bo chętnie pierniczy także mój syn a dziś nawet mąż zaczął dziś pierniczyć jak tylko zwęszył aromat goździków i cynamonu zmieszany z zapachem podgrzanego miodu. Jak zwabić mężczyzn do czynnej obecności w kuchni? Magiczne słowo w tym wypadku to TETRIS! Co ma wspólnego ta gra z piernikami?
    Od dziś bardzo wiele, bo właśnie w takim kształcie (choć nie tylko) powstawały dziś korzenne ciastka.
    Świetna zabawa i masa przyjemności z układania, wykrawania, ozdabiania a to wszystko za sprawą sklepu internetowego, który Wam serdecznie polecam. Radosna kuchnia to miejsce, gdzie znajdziecie mnóstwo ciekawych gadżetów, które z pewnością rozweselą Wasze kulinarne eksperymenty.
    Foremki TETRIS to tylko przykład oryginalnego, zabawnego a jednocześnie funkcjonalnego asortymentu jaki możecie tam nabyć. Super pomysły na prezent!!!

    No ale przejdźmy może w końcu do miodu, cynamonu i pozostałych piernikowych składników.
    Jest ich niewiele, bo na dwie blaszki pierników potrzebujemy zaledwie:


    • łyżkę masła
    • 0,5 szklanki miodu
    • 0,5 szklanki cukru pudru
    • 0,5 łyżeczki sody oczyszczonej
    • 1 łyżkę przyprawy korzennej (najlepiej przygotowanej własnoręcznie)
    • 2 szklanki mąki
    • 1 jajko
    • 1 łyżkę kakao (niekoniecznie)
    • 1 łyżkę kawy (niekoniecznie)

    Masło, miód i cukier podgrzewamy na lekkim ogniu mieszając aż do połączenia się składników.
    Odkładamy do ostygnięcia. Do schłodzonej masy dodajemy jajko i rozpuszczoną w łyżce
    przegotowanej wody sodę oczyszczoną oraz przyprawę korzenną. Mieszamy. Teraz łączymy uzyskaną masę z mąką. Ja podzieliłam masę na dwie części i do jednej dodałam dodatkowo łyżkę kakao a do drugiej łyżkę kawy ale to jest propozycja i zupełnie nieobowiązkowy zabieg.
    Kiedy zagnieciemy ciasto (powinno przypominać konsystencją kruche choć jest mniej lepiące się) formujemy z niego kulkę i odstawiamy na jakiś czas do chłodu.
        Po ok. godzinie wałkujemy nasze ciasto i wykrawamy dowolne kształty. Aby tradycji stało się zadość, nie zabrakło bardziej
    tradycyjnych pierników obok tych tetrisowych.
    Aby nasze pierniki po wyciągnięciu z piekarnika były pięknie rumiane i błyszczące smarujemy je roztrzepanym jajkiem z odrobiną wody.
    Potem dekorujemy ciasteczka najlepiej lukrem, który jest niczym innym jak tylko ubitym białkiem z dużą ilością cukru i ewentualnie spożywczym barwnikiem.
    Autorem dekoracji jest moje zdolne dziecko:)

    Uwaga: Pierniczki (jak to w sumie zwykle z nimi bywa) są po wyciągnięciu z piekarnika przez chwilę miękkie potem twarde jak kamień ale włożone do pudełeczka na parę dni kruszeją i stają się idealne...
    Warto do pudełka włożyć skórkę z jabłka - przyśpieszy proces:).

    Od razu poczuło się atmosferę Bożego Narodzenia.






    Najlepsze!

    Najsmaczniejszy - ranking stron kulinarnych

    kolejne wyzwania

    Zapraszam na durszlak

    Durszlak.pl

    A Wy kochacie gotowanie czy tylko lubicie?:)

    Lista Blogów Kulinarnych

    Zaglądajcie też na Mikser kulinarny

    Mikser Kulinarny - przepisy kulinarne i wyszukiwarka przepisów