poniedziałek, 6 stycznia 2014

Dietetyczny sernik z musem truskawkowym






Po tych wszystkich świętach pora chyba zlitować się nad żołądkiem. To co?
Koniec ze słodyczami?...yyy...u mnie to nie przejdzie. Tak. Jestem uzależniona i muszę przyznać, że nawet z tym nie walczę. Z zadowoleniem jednak znajduję tzw. złote środki a takim właśnie jest sernik na zimno, o którym dziś mowa:)


Nie jest to sezon na truskawki. Nie na świeże truskawki ale mrożone? Jak najbardziej.
To kolejne ciasto typu "nie wiem kiedy się zrobiło". Na podkład możecie zrobić biszkopt ale możecie też wybrać wersję ekspresową i poukładać biszkopty własnoręcznie przyniesione ze sklepu;)

Będąc na zakupach pamiętajcie także o tym, że potrzebne będą:


  • 250 ml śmietanki 30%
  • 3 serki homogenizowane, waniliowe
  • 2 łyżki żelatyny
  • opakowanie mrożonych truskawek
  • 2 truskawkowe galeretki
  • 2 łyżki cukru
  • biszkopty (ale o nich już wspomniałam)

Zaczynamy od przygotowania musu i galaretki (pamiętajcie, że muszą wystygnąć i lekko się ściąć
zanim wylejemy je na masę serowo-śmietankową. Truskawki zasypujemy dwiema łyżkami cukru i zalewamy szklanką wody. Po pewnym czasie zrobi nam się kompot ale nie dopuszczamy aby nam się rozgotował, bo truskawki stracą kolor. Jak tylko woda zacznie wrzeć wyłączamy i studzimy a następnie blendujemy uzyskując mus. W między czasie rozpuszczamy galaretki w szklance wody i dodajemy do truskawkowej masy. Odstawiamy o co jakiś czas mieszamy sprawdzając czy mikstura zaczyna zastygać (najlepiej schładzać ją wkładając rondelek do zimnej wody, lub do lodówki).
Teraz czas na masę serową. Najpierw dwie łyżki żelatyny rozpuszczamy w 5-6 łyżkach wody (schładzamy pilnując aby nam nie zastygła a tylko wystygła). Śmietanę ubijamy na sztywno i stopniowo dodajemy do niej serki waniliowe (jeśli czujecie potrzebę, dodajcie cukier waniliowy jak dla mnie wystarczy słodycz zawarta w serkach). Gęstą ale nadal płynną żelatynę dodajemy do masy i wykładamy ją na wcześniej ułożone biszkopty. Tortownicę wkładamy do lodówki i już tylko czekamy aż mus z galaretką nabierze na tyle gęstej konsystencji aby bezpiecznie można było nim przykryć pianę. Nasz sernik zostawiamy w lodówce na 2-3 godziny (najlepiej na noc) aby stężał.

A teraz dobrze je schowajcie, bo zniknie zanim przyjdą goście;)






środa, 1 stycznia 2014

Ciasto latte - czyli lekkie przebudzenie


Nie wiem jak Wy ale ja po prostu przepadam za kawą. Nie tylko dlatego, że stawia na nogi ale przede wszystkim dla jej lekko gorzkiego smaku, który stanowi idealne połączenie z czekoladą (a to połączenie obowiązkowe;)).
Jeśli jesteście kawoszami to na pewno ten deser stanie się Waszym ulubionym. A jeśli dodatkowo lubicie kokos i szczypiący w język posmak procentów to przepadliście;P
Nie bez powodu rozpoczynam tym właśnie przysmakiem nowy rok...

Sprawa jest tak prosta, że nie zauważycie nawet, inicjatywa pieczenia została podjęta.

Najpierw jednak składniki

Na podkład:
8 jajek
szklanka cukru
szklanka wiórek kokosowych
2 łyżki mąki

Na resztę (masa i polewa):
kostka masła
budyń waniliowy (bez cukru)
szklanka mleka
łyżka kawy rozpuszczalnej
6-7 łyżek cukru
3-4 łyżki spirytusu (ale jeśli lubicie to możecie tu poszaleć)
gorzka czekolada
2-3 łyżki mleka
łyżka masła

Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni.
Zaczynamy od początku:) Czyli podkład. Białka oddzielamy od żółtek (te zostawiamy do masy) i ubijamy na sztywno. Kiedy już mamy biały puch stopniowo (po łyżce) dodajemy cukier i na koniec kokos i mąkę. Masę wykładamy do formy wyłożonej papierem do pieczenia (może być też po prostu wysmarowana masłem lub margaryną).
Kokosowe ciasto musi teraz posiedzieć w piekarniku ok. 30 min.  Kiedy podkład nam się piecze możemy zająć się przygotowaniem pierwszej części składowej masy kawowej.
3/4 szklanki mleka gotujemy w niewielkim garnku a do pozostałej części mleka dodajemy
budyniowy proszek, dwie łyżki cukru i łyżkę kawy. Postępujemy zgodnie z zaleceniami na opakowaniu  i ugotowany budyń odstawiamy do ostygnięcia. Kiedy będzie już chłodny działamy dalej czyli...
Żółtka ucieramy na kogel mogel z 3 łyżkami cukru. Następnie miękkie masło ucieramy z 2 łyżkami cukru pudru, łączymy z koglem i na koniec z budyniem (nie przejmujcie się małymi grudkami). Na koniec dodajemy spirytus (może być też wódka).
Jak zwykle zalecam testowanie smaku i doprawianie masy kierując się tym co podpowiadają kubki smakowe.

Masę wykładamy na kokosowy spód i na ok godzinę dajemy do schłodzenia. Po tym czasie pozostaje wykończenie czekoladą, którą dla lepszej według mnie konsystencji rozpuszczamy z łyżką masła i 4-5 łyżkami mleka (tu też kierujcie się własnymi upodobaniami ja np. wolę kiedy polewa jest twardsza i dodaje mniej mleka).
Pozostaje już tylko życzyć Wam smacznego! u mnie południe i połowy ciasta nie ma;P



wtorek, 31 grudnia 2013

Muffiny z suszonymi pomidorami i z serem comte


Plan był taki, że rok 2013 spędzimy delektując się ciepłą herbatą z miodem i wygrzewając schorowane kości...jednak grono kichających powiększyło się i nagle okazało się, że w naszym domowym szpitalu przybędzie pacjentów. Potrzebne było coś na cito:) Okazało się, że mamy suszone pomidory więc pomysł szybko przeobraził się w czyny.

Dobra i szybka...co ja mówię błyskawiczna przekąska na sylwestrowy wieczór? Dziś będę się zajadać muffinami na ostro:)
Proponuję na razie wersję podstawową (choć swobodnie możecie doprawić ciasto według własnego uznania). Podstawową sprawą będą tym razem suszone pomidory i ser..nie koniecznie comte ale na pewno twardy i lekko ostry (zastąpiłam go serem gouda, który wyglądem bardzo przypomina wspomniany ser francuski).

Jak to z mauffinkami bywa są bardzo prostym daniem.
Potrzebujemy:


  • 50 g suszonych pomidorów w oliwie
  • 50 g sera comte (zastąpiłam go twardym serem gouda)
  • 200 g mąki 
  • proszek do pieczenia (2-3 łyżeczki)
  • 200 ml mleka (dla 7 osób 200)
  • 1-2 jajka
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • szczypta soli




Mąkę, proszek do pieczenia i sól mieszamy. Mleko, jajka i oliwę także mieszamy w osobnym naczyniu. Następnie mieszamy razem suche z mokrym. Ser i pomidory mieszamy o dodajemy do wcześniej połączonych składników i wła la:)

Do takiego wypieku dobra będzie sałatka i wino:)
Prawda, że proste? Przepis sprawi, że myślami w ten kończący rok wieczór będę bliżej mojej siostry, która przywiozła mi go prosto z Francji:)

Przy okazji wszystkim tu zaglądającym życzę wszystkiego smacznego w nadchodzącym roku!!!




poniedziałek, 23 grudnia 2013

Pasztet pieczony babci Agatki...obowiązkowo na święta:)

Coraz częściej zastanawiam się co jem a przede wszystkim czym karmię swoje dzieci.  Za radą nie tylko rozmaitych programów telewizyjnych ale przede wszystkim pod wpływem opowieści o tym, co to znajduje się w pasztetach dostępnych na półkach sklepowych (można się uczyć tablicy mendelejewa czytając ich skład) staram się przygotowywać jak najwięcej własnoręcznie.

Zrobić pasztet to nie takie chop siup, więc zabieramy się za niego od święta ale można narobić trochę na zapas i zamrozić:)

Od wczoraj pod kierownictwem mojej własnej mamy przeprowadzam akcję Pasztet pieczony! Jest to najlepsza rzecz jaka znajduje się u nas na świątecznym stole. Próbowałam wcześniej uzyskać przepis ale mama Agatka większość rzeczy robi "na oko". Postanowiłam prześledzić jej pasztetowe poczynania krok po kroku i dzielę się niniejszym tajną recepturą. 

Pasztet możecie zrobić drobiowy, wieprzowy lub mieszany. Każdy z nich będzie pyszny pod warunkiem, że będziecie się trzymać proporcji. Co potrzebujemy? 

Oto składniki na 3 duże foremki.

  • 1,5 kg mięsa drobiowego (lub wieprzowego)  - w przypadku drobiu mogą być np. 3 piersi, jedna noga i udo z indyka
  • 0,5 kg podgardla (jego tłuszczyk sprawi, że pasztet nie będzie suchy)
  • 8 średniej wielkości cebul
  • 400 g wątróbki drobiowej
  • średniej wielkości bagietka (mogą być bułki lub weka)
  • 0,5 opakowania liści laurowych
  • 0,5 opakowania angielskiego ziela
  • 5 jajek
  • sól
  • pieprz
  • pół łyżeczki gałki muszkatołowej
Całą operację możemy zacząć (tak też zrobiłam) dzień wcześniej ale nie jest to konieczne.
    W każdym razie pierwszy krok to ugotowanie mięsa (bez wątróbki). W dużym garze umieszczamy drób lub wieprzowinę, zalewamy zimną wodą i dodajemy ziele angielskie i liście laurowe. Lekko solimy (przyprawiać będziemy później) i gotujemy co najmniej godzinę. Skąd wiadomo, że mięso jest gotowe? Musi być miękkie.
   Ważne jest też aby nie było za dużo wody bo wywar wykorzystamy później do namoczenia pieczywa więc lepiej, żeby miał w sobie smak.

   Ugotowany bulion wraz z mięsem odstawiamy do ostygnięcia a w tym czasie kroimy cebulę (może być grubo bo i tak ją zmielimy) i podsmażamy ją lekko rumieniąc. Wątróbkę należy sparzyć (lub lekko podgotować) bez soli.

Teraz czas na przygotowanie maszynki do mielenia i zaczynamy część właściwą.
Zaczynamy od mięsa, potem dodajemy cebulę, wątróbkę a na koniec mielimy namoczoną w wywarze bułkę razem z pozostałymi przyprawami.
Składniki należy teraz dobrze wymieszać najlepiej ręką. 
Dodajemy jajka i przyprawiamy solą, pieprzem oraz gałką muszkatołową. Ja nie żałuję pieprzu ale na tym etapie kierujcie się swoim smakiem bo jak najbardziej już można próbować mięsną masę.
Jeśli wydaje Wam się zbyt rzadka możecie dodać bułki tartej lub więcej zmielonego pieczywa.

Ostatnia faza to przeładowanie do foremek (jednorazowe nie wymagają dodatkowego papieru do
pieczenia ale do innych lepiej go zastosować).
Choć w domu już teraz unosi się zapach gotowanego liścia laurowego i angielskiego ziela to dopiero teraz możecie spodziewać się istnego szaleństwa. Wkładamy nasze foremki do piekarnika nagrzanego do 200 stopni i pieczemy co najmniej 30 min a potem zmniejszamy na 160 i trzymamy jeszcze godzinę. Jeśli po tym czasie nie będzie rumianej skórki, możecie podkręcić nieco moc i potrzymać pasztety 15-20 min dłużej.

Matko jakie to dobre...skąd wiem? Bo nie wytrzymaliśmy i dokonaliśmy grupowego degustowania. To co najczęściej się nasuwało na usta..."takiego w sklepie nie dostaniesz".


sobota, 21 grudnia 2013

Piernicz!

 
    Pamiętacie taką reklamę? Ja pierniczę, Ty pierniczysz...w okolicach Bożego Narodzenia pierniczymy całkiem sporo choć są i tacy, którzy wolą się o-pierniczać i pod-pierniczać np. pierniki.
     Przyznaję, osobiście pierniczę cały rok ale w tak aromatyczny sposób tylko kilka dni przed wigilią;P Zresztą nie jestem odosobniona w ty,m temacie bo chętnie pierniczy także mój syn a dziś nawet mąż zaczął dziś pierniczyć jak tylko zwęszył aromat goździków i cynamonu zmieszany z zapachem podgrzanego miodu. Jak zwabić mężczyzn do czynnej obecności w kuchni? Magiczne słowo w tym wypadku to TETRIS! Co ma wspólnego ta gra z piernikami?
Od dziś bardzo wiele, bo właśnie w takim kształcie (choć nie tylko) powstawały dziś korzenne ciastka.
Świetna zabawa i masa przyjemności z układania, wykrawania, ozdabiania a to wszystko za sprawą sklepu internetowego, który Wam serdecznie polecam. Radosna kuchnia to miejsce, gdzie znajdziecie mnóstwo ciekawych gadżetów, które z pewnością rozweselą Wasze kulinarne eksperymenty.
Foremki TETRIS to tylko przykład oryginalnego, zabawnego a jednocześnie funkcjonalnego asortymentu jaki możecie tam nabyć. Super pomysły na prezent!!!

No ale przejdźmy może w końcu do miodu, cynamonu i pozostałych piernikowych składników.
Jest ich niewiele, bo na dwie blaszki pierników potrzebujemy zaledwie:


  • łyżkę masła
  • 0,5 szklanki miodu
  • 0,5 szklanki cukru pudru
  • 0,5 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 1 łyżkę przyprawy korzennej (najlepiej przygotowanej własnoręcznie)
  • 2 szklanki mąki
  • 1 jajko
  • 1 łyżkę kakao (niekoniecznie)
  • 1 łyżkę kawy (niekoniecznie)

Masło, miód i cukier podgrzewamy na lekkim ogniu mieszając aż do połączenia się składników.
Odkładamy do ostygnięcia. Do schłodzonej masy dodajemy jajko i rozpuszczoną w łyżce
przegotowanej wody sodę oczyszczoną oraz przyprawę korzenną. Mieszamy. Teraz łączymy uzyskaną masę z mąką. Ja podzieliłam masę na dwie części i do jednej dodałam dodatkowo łyżkę kakao a do drugiej łyżkę kawy ale to jest propozycja i zupełnie nieobowiązkowy zabieg.
Kiedy zagnieciemy ciasto (powinno przypominać konsystencją kruche choć jest mniej lepiące się) formujemy z niego kulkę i odstawiamy na jakiś czas do chłodu.
    Po ok. godzinie wałkujemy nasze ciasto i wykrawamy dowolne kształty. Aby tradycji stało się zadość, nie zabrakło bardziej
tradycyjnych pierników obok tych tetrisowych.
Aby nasze pierniki po wyciągnięciu z piekarnika były pięknie rumiane i błyszczące smarujemy je roztrzepanym jajkiem z odrobiną wody.
Potem dekorujemy ciasteczka najlepiej lukrem, który jest niczym innym jak tylko ubitym białkiem z dużą ilością cukru i ewentualnie spożywczym barwnikiem.
Autorem dekoracji jest moje zdolne dziecko:)

Uwaga: Pierniczki (jak to w sumie zwykle z nimi bywa) są po wyciągnięciu z piekarnika przez chwilę miękkie potem twarde jak kamień ale włożone do pudełeczka na parę dni kruszeją i stają się idealne...
Warto do pudełka włożyć skórkę z jabłka - przyśpieszy proces:).

Od razu poczuło się atmosferę Bożego Narodzenia.






sobota, 14 grudnia 2013

Pieczeń Rzymska z fetą i suszonymi pomidorami



Słyszałam o pieczeni rzymskiej ale w domu nigdy się jej nie robiło i jakoś w zaprzyjaźnionych domach także nie miałam okazji spróbować tego wynalazku. Dziś zostałam skutecznie skuszona do podjęcia próby upichcenia właśnie pieczeni w wersji, która mnie zaintrygowała bo ser feta i suszone pomidory to coś uwielbiam a w daniu tym odgrywają znaczącą rolę...



Dzielę się zatem przepisem, który oficjalnie wprowadzam do mojego domowego Menu za zgodą pozostałych domowników a za przepis dziękuję bardzo Madzi, która podzieliła się nim ze mną (pogaduchy w kolejce do wędlin jak widać bywają bardzo cenne).



Składniki które będą nam potrzebne to:
1 kg mięsa mielonego (najlepiej wieprzowo-wołowego)
1-2 jajka
3-4 ząbki czosnku
1 cebula (pokrojona w drobną kostkę)
natka z pietruszki (dużo)
1-2 kajzerki lub bułka tarta
2 łyżeczki majeranku
1 łyżeczka oregano
1 łyżeczka tymianku
1-2 łyżeczki słodkiej papryki w proszku
zioła prowansalskie
sól (odrobina)
250 gr sera feta
5-6 suszonych pomidorów

Składników może jest sporo ale pracy przy tym daniu wręcz odwrotnie.
Piekarnik nastawiamy na 180- 200 stopni.
Właściwie to reszta przepisu może być wyrażona jednym zdaniem:) Wszystkie składniki dokładnie mieszamy ( ja stosuję do tej czynności najlepsze narzędzi czyli pięciopalczastą kończynę górną). Uważajcie na tym etapie z solą!!! Pamiętajcie, że mięso będziemy łączyć z fetą i pomidorami, które są bardzo słone.
Połowę naszej mięsnej masy przekładamy do dużej foremki (takiej na pasztet) lub do 2 mniejszych.
Pokrojoną w kostkę fetę układamy na pierwszej warstwie mięsa, dodajemy pokrojone w paski pomidory i przykrywamy to pozostałą częścią mięsa (ważne aby feta została "zamknięta"po bokach, więc starannie ułóżcie górną część zwłaszcza po bokach.
Tak uformowaną pieczeń wkładamy do piekarnika na ok. godzinę.

Po wyciągnięciu poczekajcie chwilę zanim zaczniecie kroić bo zbyt gorąca pieczeń będzie się rozpadać.



czwartek, 12 grudnia 2013

Brukselkowa


Dzisiejszym bohaterem w kuchni będzie Pani brukselka. Ta miniaturka kapusty nie tylko uroczo smakuje ale ma także specyficzny, dla mnie równie uroczy smak. Pewien przedstawiciel płci mniej pięknej powiedział, że smak ten jest pociągający a wręcz uzależniający (zresztą zajada się gotowaną brukselką niczym chipsami) inny przedstawiciel natomiast porównał smak tego warzywa do tranu...A Wy jak opisalibyście jej smak.
Ja w każdym razie od dłuższego już czasu serwuję domownikom zupę krem z brukselki i wszystkim "podchodzi" (nawet temu najbardziej wybrednemu i nie koniecznie lubiącemu jakiekolwiek warzywa).
Jak zwykle, będzie prosto i szybko, co także jest zaletą tego dania. No to do dzieła

Musimy mieć:
  • 50 dag mrożonej brukselki
  • cebulę
  • łyżkę masła
  • łyżkę posiekanego koperku (może być mrożony lub suszony)
  • 1 l i szklankę bulionu (ostatecznie może być z koncentratu)
  • szklanka śmietanki 30%
  • 1/3 szklanki zimnego mleka
  • łyżkę mąki ziemniaczanej
  • łyżeczkę przyprawy typu "Jarzynka"
  • żółtko
  • biały pieprz


Zaczynamy od cebuli, którą lekko podsmażamy na maśle a kiedy się zeszkli dodajemy do niej koperek
i brukselkę. Kilka razy wszystko mieszamy i po paru minutach zalewamy składniki szklanką bulionu. Gotujemy na średnim ogniu.
Gdy brukselka będzie już miękka blendujemy całość, dodajemy pozostałą część bulionu i znowu zagotowujemy. Naszą zupę zagęszczamy mąką
rozprowadzoną w zimnym mleku i doprawiamy uważając aby nie stłumić delikatnego smaku mini
kapusty.
Kiedy nasz krem znowu się zagotuje, ściągamy go z ognia i łączymy ze śmietaną, którą wcześniej lekko ubijamy (można z żółtkiem, choć ja sobie dziś żółtko podarowałam). Gorący krem podajemy z groszkiem ptysiowym lub z grzankami.
I jak Wam smakuje? Ja biorę dokładkę...;)


Najlepsze!

Najsmaczniejszy - ranking stron kulinarnych

kolejne wyzwania

Zapraszam na durszlak

Durszlak.pl

A Wy kochacie gotowanie czy tylko lubicie?:)

Lista Blogów Kulinarnych

Zaglądajcie też na Mikser kulinarny

Mikser Kulinarny - przepisy kulinarne i wyszukiwarka przepisów